Dziś o modzie opowiada Martyna Marczak z bloga lillymarlenne.

 Agnieszka Świst-Kamińska: Czym jest dla ciebie moda?

 Martyna Marczak Moda zawsze była dla mnie sposobem na  wyrażenie siebie.W różny sposób, bo przecież nie jesteśmy przez cały czas tacy sami, a ciągle się zmieniamy. Czasami moda jest też kamuflażem, maską. Kiedy masz zły humor i nie chcesz, by ludzie o tym wiedzieli, to zakładasz kolorowe ubrania w pstrokate wzory. Możesz się za nimi schować i jeśli to Ci odpowiada, to jest to fajne.Nigdy nie pojmowałam mody jako zbioru sztywnych, niemożliwych do złamania reguł. Raczej jako kosz pełen rozmaitości, z którego można wybierać dowolne elementy – takie, jakie w danej chwili najbardziej nam się podobają, w jakich nam samym z nimi najlepiej, które oddają nasze poczucie estetyki. Uzależnione od naszych aktualnych upodobań, nastroju, trybu życia, fascynacji. Moda powinna być zabawą. Chce się dodać, że warto, aby była to zabawa w dobrym guście – ale przecież o gustach się nie dyskutuje, bo to, co podoba się jednemu, to drugiemu już niekoniecznie musi.

 -Jakie masz obserwacje co do mody w Polsce?

 W przeciwieństwie do wielu blogerek (skłonnych krytykować polską „ulicę”) uważam, że Polki i Polacy oswoili modę i trendy bardzo dobrze. Potrafimy ubrać się schludnie i zgodnie z tym, co lansują projektanci, blogerzy i styliści, ale bez wydawania na ten cel dużych sum. Ten fakt jest solą w oku osób żyjących z mody, ale nie ma się co dziwić, że niechętnie kupujemy drogie ubrania i dodatki – ile zarabiamy nie jest żadną tajemnicą. Kiedy pensje rosną, to rosną też ceny ubrań. Jednak doskonale wiemy, na co trzeba wydać trochę więcej, żeby zakup się opłacał. Więc nie jest to żadne skąpstwo, a zwykły pragmatyzm. Ja to popieram – sama tak robię.Polki posądza się czasem o zbyt dużą zachowawczość, ale moim zdaniem nie należy czynić z tego zarzutu – nasz codzienny ubiór powinien zawsze być w jakimś stopniu praktyczny. Nic więc dziwnego, że biorąc pod uwagę to, jaką mamy w Polsce pogodę, nie decydujemy się na kupno jasnego trencza na jesień (chociaż podobno dobrze, by każda z nas miała taki trencz w swojej szafie), a jeśli cały dzień spędzamy na nogach i w biegu (bo jesteśmy narodem pracującym bardzo dużo), to na swoje codzienne obuwie nie wybieramy czerwonych szpilek. Lub kiedy nie do końca wychodzi nam łączenie wzorów i kolorów, to stawiamy na ubrania w stonowanych, pasujących do siebie barwach. Trzeba odróżnić modę z okładek i wybiegów, modę w pewnym sensie artystyczną, od mody ulicznej, codziennej – ciężko oczekiwać od kogoś, dla kogo ubiór nie ma aż takiego znaczenia, że będzie gonił za trendami i co sezon wymieniał garderobę. Myślę jednak, że w ostatnich latach nawet osoby, które modą nie za bardzo się interesują, nauczyły się tego, o czym mówiłam przy okazji pierwszego pytania: zabawy modą. Polacy bardzo chętnie oglądają pokazy, relacje z  wydarzeń modowych, wyłapują w aktualnych trendach to, co już było i jest ogrywane na nowo. Są tych nawiązań świadomi. Próbują dopasować do siebie to, co zobaczyli tu i tam, bo akurat to lub tamto im się podoba. Coraz mniej obchodzi nas to, co powiedzą znajomi lub rodzina, czy ktoś nas skrytykuje albo wyśmieje. Nie boimy się oryginalności. Czasami tylko nie możemy sobie pozwolić na to, by ubrać się tak lub inaczej, bo nasz tryb życia albo nasze finanse nam na to nie pozwalają. No dobrze, jedno mnie złości – ciągle pociągają nas podróbki. To jest obciachowe i mało fajne.

 -Skąd czerpiesz inspiracje?

 Jako nastolatka lubiłam modę, jaką w tamtych czasach nazywało się modą alternatywną. Nosiłam glany, podarte dżinsy z powpinanymi w nie agrafkami i ponaszywanymi na to wszystko naszywkami. Wtedy inspirował mnie ubiór rockmanów, których muzyką żyłam. Dziś tak noszą się dziewczyny i chłopcy, którzy słuchają przeróżnej muzyki, ubiór przestał być wyznacznikiem przynależności do określonej subkultury.Na studiach (kiedy doszłam do wniosku, że nie wszędzie wypada pójść w glanach) przeglądałam dużo prasy modowej. To była moja kopalnia ówczesnych inspiracji.Po założeniu bloga weszłam w świat rozmaitych portali prezentujących aktualne trendy i stylizacje blogerek z całego świata. To one zastąpiły mi prasę. Nie czytam modnych czasopism traktujących o modzie, jeśli już, to oglądam zdjęcia w ich internetowych wydaniach.Najczęściej jednak inspiruję się zestawami innych dziewczyn prezentujących swoje outfity – u jednej podpatrzę to, u drugiej tamto, potem w sklepie znajdę coś podobnego do tych rzeczy albo zupełnie innego, a po przyniesieniu tego do domu dochodzę do wniosku, że sama będę nosić to zupełnie inaczej. Nie inspiruje mnie jeden styl i jedna osoba, staram się też nikogo bezpośrednio nie kopiować – choć ciężko niczego nie kopiować w czasach, gdy wszystko już było J

Jak określiłabyś swój styl?

Mieszanka boho, stylu dandy i tomboy. Z nutką grunge’u, bo nie do końca wyrosłam z alternatywnych klimatów. Mój styl jest czasem bardziej męski, niż kobiecy – trochę androgyniczny. Ale bardzo mi z tym dobrze, nigdy nie przepadałam za sukienkami 😉 Choć czasami je noszę. Do ciężkich butów.

-Czy jest jakiś element garderoby, którego nigdy byś nie założyła?

-Kiedyś mówiłam, że nigdy nie będę chodzić w szpilkach. A jednak od czasu do czasu je zakładam. Mówiłam też, że nie kupię sobie niczego czerwonego. Kupiłam czerwony płaszcz. Teraz już nigdy nie mówię „nigdy”.

A rzecz, która stanowi must have w Twojej garderobie to… ?

-Czarne tregginsy-rurki. I kapelusz! Kocham kapelusze!

-Twoje życiowe motto?

– „To, co robię, nie musi mieć sensu dla nikogo poza mną. Na tym polega piękno szaleństwa.”

Serdecznie dziękuję za rozmowę i zapraszam na bloga Martyny.