A Świst-Kamińska: Jak rozpoczęła się Pani przygoda z pisaniem?

Ewa Klajman-Gomolińska: Nie pamiętam tego momentu i towarzyszącej mu iluminacji. Kiedy jeszcze nie umiałam pisać, recytowałam ułożone w głowie wierszyki albo opowiadałam dziewczyńskie historie wymyślone na poczekaniu. Nauczyłam się pisać jeszcze przed pójściem do szkoły, by przelewać na papier swoje zwerbalizowane dokonania. Pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Było zawsze, nawet gdy nie znałam jeszcze czarodziejskiej mocy literek.

– Zadebiutowała Pani  w Głosie Młodych w 1983 r. Czy to dało Pani motywację do dalszego rozwoju?

-Na pewno było jakimś przeżyciem. To zupełnie inne czasy bez Internetu i z niewielką liczbą tytułów gazet. Sama więc publikacja znaczyła nieporównywalnie więcej niż teraz.

-Zdobyła Pani wiele nagród i wyróżnień. Które z nich jest dla Pani największym osiągnięciem?

-Nie pisze się dla nagród. Pisze się dla i do Czytelnika. Arogancją byłoby tego nie zaakcentować niezależnie od doświadczenia i zajmowanej pozycji. I nie mam tu na myśli licznych recenzji mojej twórczości napisanych przez wybitnych krytyków literackich, choć dla badaczy i historyków literatury stanowią bezcenne źródło analizy i syntezy. Największym osiągnięciem są dla mnie głosy czytelników niezwiązanych zupełnie ze środowiskiem. Ludzi, którzy sięgnęli po moje książki, przeczytali moje utwory w jakimś periodyku i coś na nich podziałało tak silnie, że chcą mi o tym powiedzieć. Wzruszające listy, maile, telefony, spotkania. Te wszystkie potwierdzenia, że moja twórczość jest komuś potrzebna.

-Jest Pani autorką 9 książek i wielu współautorką. Czy któraś z pozycji jest bliższa Pani sercu?

-Wszystkie moje książki są moimi dziećmi, które kocham, ale one już poszły w świat. Najbliższa mojemu sercu jest więc zawsze ta książka, która jeszcze nie poszybowała do wydawcy, nad którą aktualnie pracuję, na którą złoszczę się codziennie i codziennie ją dopieszczam.

– Czy mogłaby Pani zacytować ulubione zdanie bądź kilka zdań z Pani twórczości?

-Myślę, że autor nie powinien tego robić. Nie powinien zakreślać fragmentów i wypisywać na kolorowo słów-kluczy na tablicy, bo wraz z wyborem cytatów podąża interpretacja. Interpretacja należy do Czytelnika i nie wolno mu jej odbierać. Jako osoba dość często cytowana, muszę szczerze przyznać, że prawie zawsze jestem zaskoczona. Zaskoczona, że akurat te wersy a nie inne są dla kogoś ważne i że ja bym tak nie wybrała. Ale na tym polega właśnie magia, wielka magia sztuki.

– Prowadzi Pani bloga „rubinowe okno”. Skąd pomysł na założenie bloga?

-Blog jest moim ukłonem i jednocześnie odpowiedzią na prośby Czytelników, którzy chcieli mieć ze mną i moją twórczością bliższy i w miarę stały kontakt.

– A skąd pomysł na nazwę bloga?

-Pod adresem rubinoweokno.blogspot.com widnieje nazwa/tytuł „Baribum”. To imię wilka – bohatera całego cyklu bajek, na których mnie wychował mój Ojciec. Baribum mieszka w lesie a pod osłoną nocy przemyka do domów samotnych dzieci, by ich chronić i strzec. Ojciec, zmagając się z ciężką chorobą, tymi opowiastkami przygotowywał mnie na swoją śmierć. Umarł 35 lat temu, lecz Jego bajkowy wilk jest wciąż żywy i patronuje teraz mojemu  blogowi. „Baribum” to także tytuł mojego poematu pochodzącego z tomu „Eloi”.