„Ciekawa rozmowa to dobro luksusowe”

 

– Potrzebujemy źródła inspiracji i niestandardowego myślenia. Bez zanurzenia w kulturze i sztuce jesteśmy prymitywnymi konsumpcjonistami, stajemy się ubodzy duchem i intelektem, pozbawiamy się ważnego źródła inspiracji – stwierdza dyrektor komunikacji Mercedes-Benz Polska dr Ewa Łabno-Falęcka.

 

Agnieszka Świst-Kamińska: Ukończyła pani studia na Wydziale Filologii Germańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Drugi rok studiów realizowała pani na Uniwersytecie Humboldta. Czy pobyt w Berlinie stanowił okazję do zaobserwowania różnic narodowych oraz kulturowych?

 

Ewa Łabno-Falęcka: Po Berlinie studiowałam jeszcze we Freiburgu Bryzgowijskim, potem mieszkałam w Tybindze, Kolonii i przez jakiś czas w północnych Włoszech. Łącznie za granicą spędziłam kilkanaście lat życia. Obserwowałam różnice kulturowe w bardzo różnych obszarach: od pojmowania takich pojęć jak patriotyzm czy ojczyzna przez pytania o sens życia i odpowiedzialność za swoje losy po modele wychowywania dzieci i sposób spędzania wolnego czasu. Moją naczelną maksymą było starożytne variatio delectat czyli różność i różnorodność, które powinno być źródłem refleksji i przyjemności poznania. Najciekawsze jest to, że człowiek znający inne nacje więcej rozumie, widzi więcej barw i kształtów tego świata. Lata spędzone za granicą owocują podwójnie i potrójnie: uczymy się inaczej patrzeć i więcej rozumieć. Wydobywamy się często ze swojej zaściankowości, z tego homogenicznego polskiego biotopu – bo Polska jest bardzo mało zróżnicowana, stąd bierze się nierzadko nasza ksenofobia wobec niektórych nacji. Ksenofobia to wyraz kompleksów leczonych w ten sposób, że każda inność to „gorszość”. Pobyt za granicą pozwala zrozumieć, dlaczego inni reagują tak, a nie inaczej, rozszerza horyzonty myślowe, czyni nas bardziej tolerancyjnymi i odpornymi na rasizm oraz ksenofobię.

 

– Prowadziła pani wykłady dla studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Następnie pracowała pani w  Instytucie Neofilologii w Tybindze i zrobiła tam doktorat. Pani kariera już wtedy rozwijała się w błyskawicznym tempie. Co stanowiło wówczas motywację do tak intensywnej pracy?

 

– Są ludzie, którzy mają motywację w sobie i tak naprawdę nie potrzebują zewnętrznych motywatorów. Chciałam napisać dobrą pracę doktorską. Mój promotor prof. dr hab. Eugenio Coseriu był autorytetem na niwie językoznawstwa porównawczego, więc nie mogłam go zawieść. Poza tym jako jedyna wtedy (na początku lat 90.) doktorantka na tym zasłużonym uniwersytecie wiedziałam, że kształtuję też image naszego kraju. Choć akurat w Badenii-Wirtembergii słowo Polska kojarzyło się z Wielką Emigracją i przystojnymi ułanami, którzy przemaszerowywali przez miasteczka południowo-zachodnich Niemiec w kierunku Paryża,  Chopinem i panią Walewską. Bardzo pozytywny obraz.

 

– Pełniła pani funkcję radcy ds. kultury w ambasadzie RP w Niemczech. Co skłoniło panią do powrotu do Polski po dwunastu latach pracy za granicą?

 

– Sześć lat pracy w Ambasadzie RP to była wspaniała przygoda dla młodego człowieka i jestem bardzo wdzięczna ówczesnemu Ambasadorowi, Januszowi Reiterowi, że dał mi wtedy tę szansę. Kiedy wracaliśmy na święta czy wakacje do Polski, automatycznie porównywaliśmy jakość  życia, edukacji, czy usług w Niemczech i w Polsce – nie muszę mówić, jak wypadało to porównanie. Złapałam się na tym, że to trochę niesprawiedliwe tak narzekać, żyjąc w jednym z najbardziej rozwiniętych krajów świata. Pomyślałam, że może lepiej wrócić i zabrać się do roboty.

 

– Kiedy objęła pani posadę dyrektora departamentu promocji w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, padła propozycja pracy w Mercedes-Benz Polska. Co zachęciło panią do podjęcia tego wyzwania?

 

– Nie objęłam, chociaż dostałam taką propozycję od ówczesnego dyrektora generalnego, co było wielkim zaszczytem. Byłam w przededniu podpisania umowy, kiedy dostałam propozycję z Mercedesa. Jako, że ciekawość to moja wada wrodzona – postanowiłam spróbować czegoś nowego. W pierwszym dniu pracy byłam załamana, bo nie znałam słowa „bolid”, a firma akurat zaprosiła Davida Coultharda, ale wieczorem już wiedziałam dużo więcej o Formule 1. Jednak z Davidem i tak rozmawialiśmy o polskiej kuchni.

 

– Co sprawia, że praca w Mercedes-Benz Polska jest tak fascynująca?

 

– Po pierwsze: jest to najstarsza marka motoryzacyjna powstała w 1901r. z doskonałym wręcz logiem w postaci wpisanej w okrąg (kiedyś w wieniec laurowy) trójramiennej gwiazdy. Po drugie: marka nie została wymyślona przez agencję kreatywną (choć to nie obraza), ale powstała z pracy, trudu i geniuszu jej założycieli (Gottlieb Daimler, Carl Benz i Wilhelm Maybach) oraz z  miłości… ojca do córki. Mercedes to hiszpańskie imię żeńskie (znaczy: „łaska”), które nosiła jedenastoletnia córka Emila Jellinka, bogatego austriackiego arystokraty mieszkającego w Nicei. Ten pasjonat motoryzacji nazwał tak swój pierwszy wyścigowy samochód wyprodukowany przez Gottlieba Daimlera i zaczął wygrywać wszystkie wyścigi na Lazurowym Wybrzeżu. Po trzecie: Mercedes ma w swojej historii ikony designu takie jak 300 SL Gullwing czy model Pagoda, którymi jeździły gwiazdy Hollywood, a także cały szanujący się świat przedsiębiorców i celebrytów. O Mercedesie marzyła Jenis Joplin („Oh Lord, won’t you buy me a Mercedes-Benz”). Nota bene było to jej ostatnie nagranie – Jenis śpiewa a capella, bo nie zdążyła już dograć akompaniamentu przed tragiczną śmiercią w październiku 1970r. Po czwarte: Mercedes to firma innowacyjna, pionierska, prekursorska, która jak żadna inna dba o doskonałość i bezpieczeństwo (pierwsza seryjna poduszka powietrzna, pierwsze crash testy, strefa zgniotu, systemy ABS i ESP, NightVision etc. – nie chcę zanudzać). Po piąte: marka jak żadna inna szanuje swoją tradycję, o czym świadczy wspaniałe Muzeum Mercedesa w Stuttgarcie i szacunek do zabytkowej motoryzacji. Po szóste: jest to wymarzona marka dziewięciu z dziesięciu pytanych Polaków. Ostatnio taksówkarz powiedział mi, że jeśli w Mercedesie coś odpadnie, to znaczy, że nie było konieczne. Ta marka ma duszę, o czym świadczą piękne opowieści o ludziach z misją i pasją, a ja lubię słuchać opowieści i czasem opowiadać historie. Te ze świata mody są równie ciekawe, co ze świata motoryzacji…

 

–  Jak efektywnie budować strategię komunikacji i sponsoringu?

 

– Trzeba znać DNA swojej marki i swoje produkty, być ciekawym świata i ludzi, śledzić trendy, lubić kulturę i sztukę oraz mieć odwagę do tego, aby zapuszczać się w nowe obszary. Może kiedyś coś więcej o tym napiszę.

 

– W Bonn prezentowała pani polską sztukę. Była pani również szefową Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Czy możliwość obcowania z ludźmi kultury oraz sztuki uczy wrażliwości i sprawia, że nasze życie staje się bogatsze?

 

– Jest taka scena w filmie „Dior and I”,  kiedy nowy dyrektor kreatywny Diora, Belg Raf Simons, w drugim czy trzecim dniu pracy na Avenue Montagne idzie do Centre Pompidou, patrzy na obrazy Gerharda Richtera, trafia na obrazy Sterlinga Rubby’ego, wertuje katalogi i już ma inspirację na wzór materiału do swojej najnowszej kolekcji. Zastanawiając się nad scenografią pierwszego paryskiego pokazu, przypomina sobie rzeźbę psa z kwiatów Jeffa Koonsa stojącą przed Guggenheim Museum w Bilbao. Sztuka jest dla niego naturalną potrzebą przeżywania, inspiracją, baterią, z której czerpie. Obojętnie czym jesteśmy w profesjonalnym życiu, potrzebujemy tego źródła inspiracji i niestandardowego myślenia, bo nie samym chlebem, choćby i z masłem, człowiek żyje. Przecież nie wyobrażamy sobie życia bez muzyki czy sztuki. Bez zanurzenia w kulturze i sztuce jesteśmy prymitywnymi konsumpcjonistami, stajemy się ubodzy duchem i intelektem, pozbawiamy się ważnego źródła inspiracji – no i w końcu jesteśmy nudni dla otoczenia. Unikam ludzi, którzy bez zażenowania przyznają się do tego, że nie czytają, nie słuchają muzyki, a w kinie byli rok temu. Nie ma o czym z nimi porozmawiać, a ciekawa rozmowa to dobro luksusowe w naszych czasach.